Rodzina to dla mnie zaufanie i bezpieczeństwo; miejsce, w którym można się schronić niezależnie od przeciwności losu.
Pochodzę z rodziny robotniczej. Razem z bratem dorastaliśmy na wrocławskim „trójkącie”. Nie spędzaliśmy dużo czasu na tzw. trzepaku, ponieważ podwórka były paskudne — błotniste, zaśmiecone i brzydkie. Jednak zawsze czułam się tam bezpiecznie i wiedziałam, że mogę porozmawiać z rodzicami o wszystkim.
Teraz mieszkam z mężem i dwojgiem dorastających dzieci, ostatnio przenieśli się do nas moi rodzice. Troje moich dzieci, już dorosłych, mieszka poza domem. Wiem, jak ważne w moim życiu było i jest wsparcie rodziców, zaufanie i troska. Chcę zapewnić to samo moim dzieciom.
Pracuję w Fundacji HerStory jako menadżerka. Zajmujemy się edukacją antydyskryminacyjną, antyprzemocową i antywypaleniową. Chociaż robiłam w życiu już prawie wszystko — od prowadzenia sklepu z sziszą po pisanie dokumentacji urządzeń medycznych — moja obecna praca w trzecim sektorze ma dla mnie najwięcej sensu.
Organizacje pozarządowe w dużej mierze muszą przejmować w Polsce zadania państwa, a mnie ciągnie do „robienia zmiany” i naprawiania źle działającego systemu. Dodatkową wartością jest praca z fantastycznymi osobami, z którymi mogę wymieniać doświadczenia i realnie wpływać na świat dookoła. Daje mi to pewność, że moje zaangażowanie i praca mają sens.
Zaraz po szkole próbowałam studiować fizykę techniczną. Po roku zorientowałam się, że żmudne obliczenia to jednak nie jest coś, co chcę robić w życiu i podjęłam pierwszą pracę.
15 lat później mając męża, 4 dzieci i pracę poczułam potrzebę dalszego rozwoju. Zafascynowana kinem Bollywood stwierdziłam, że chciałabym zrozumieć kulturę, z której pochodzą. Po trzech latach studiów obroniłam pracę licencjacką z filologii indyjskiej.
Indologia podważyła moją europocentryczną perspektywę na świat i dała narzędzia do rozumienia rzeczywistości społecznej. Mimo że nie pracuję w zawodzie, to był formatywny okres mojego życia i czerpię z niego w swojej codzienności, aktywizmie i pracy.
Patrząc na przekrój moich zainteresowań można poczuć zdziwnienie — fizyka, sprzedawanie sziszy, indologia, 5 dzieci, NGO-sy i jeszcze polityka? Przez cały ten czas miałam wrażenie, że funkcjonuję i działam inaczej niż większość ludzi; chroniczny stres i wypalenie, w których żyłam, na przemian z dużą aktywnością, nie dawały się wyjaśnić.
Dopiero po diagnozie w wieku 44 lat dowiedziałam się, że faktycznie „trochę inaczej funkcjonuję”, a dobrze dobrane leki pomogły mi wreszcie poczuć spokój i móc regulować swoją uwagę. Diagnoza pomogła mi zaakceptować siebie.
Uważam, że gdyby nie przywilej finansowy, dzięki któremu mogłam pójść do psychiatry i mogę opłacać (wciąż nierefundowane!) leki, żyłoby mi się znacznie trudniej.
Cieszę się, że przez tyle lat udało mi się „utrzymać na powierzchni”. W naszym systemie nie jest to takie oczywiste. Ogromnie satysfakcjonuje mnie działanie we wrocławskim okręgu Razem ze wspaniałymi ludźmi. Odbudowanie zespołu i konsekwentne działania doprowadziły do wybrania mnie na liderkę wrocławskiego okręgu partii.
Jednak przede wszystkim jestem dumna z tego, że moje dzieci nie boją się ze mną rozmawiać i mówić mi o ważnych dla nich rzeczach.